
Himalaje są nadal poza zasięgiem. Pozostają nam Ni-ma-laje.
W ilu naraz można nie być dolinach, ilu szczytów jednocześnie można nie zdobyć
Potęga nicości – nie być można prawie wszędzie naraz. Z wyjątkiem tego jednego miejsca, w którym akurat się jest, czy się tego chce, czy nie chce. Cieszę się ekspresowym biletem we wszystkich kierunkach naraz. Himalaje stoją, lodowce topnieją, życie u ich podnóży wrze po dawnemu. Ale chwilowo równie dobrze mogłyby znajdować się w rzeczywistości równoległej. Niby dałoby się w nie przedostać, zmontować ekspedycję z pomocą nepalskich agencji, odczekać tyle kwarantann, ile okazałoby się koniecznych, tak długo, jakby tego przewidywały ulotne przepisy epidemiczne o żywocie krótszym niż wprowadzane na ich mocy restrykcje, lecz wyjazd miałby szanse dorównać długością wyprawom sprzed dekad. Kto może, niech porzuci domowe pielesze. Nepal jest otwarty (osoby anglojęzyczne moga monitorować sytuację na miejscu na tym blogu). To jednak nie będą trzy tygodnie, miesiąc, półtora. To może być wyprawa liczona nie według europejskiego kalendarza, lecz w tempie upływu czasu w Nepalu. Długoterminowa przygoda. Niech chętni eksplorują nową dyscyplinę sportową, polegającą na rwanych lotach i oswajaniu turystyki w świecie reżimu sanitarnego. Ja poczekam. Dam też odpocząć Himalajom. Pozwolę zwierzętom odkryć niezaludnione ścieżki, roślinności powrócić w miejsca schodzone przez ludzi.
Nieniepokojony Mount Neverest
Niech Himalaje rosną nieniepokojone. Od dawna świat nie zaserwował naszej kulturze zbiorowej przymusowej abstynencji. Post od wszędobylstwa, globtrotterstwa. Powściągliwość w smakowaniu tego, co inne, nowe, odbiegające od znanej nam swojskości. A przecież minimalizm, prostota, umiarkowanie a wręcz niedobór są chlebem powszednim w Nepalu, w górskich ostępach. Może więc doświadczamy tego kawałka Himalajów, którego zawsze chcieliśmy sobie oszczędzić? Może to jest Mount Neverest do zdobycia na teraz. Niepozorny, niewyględny, uwierający i niedopasowany. Niech i tak będzie.
Klub Nieanonimowych Himaloholików
A jeśli tęsknota, nie – potrzeba! – doskwiera zbyt mocno, by ją przywołać do porządku, ukoić, czy zignorować? Cóż, na szczęście zapobiegliwie zgromadzone zawczasu Nepalaica są nadal dostępne na terenie Polski. Poszukajcie w odmętach internetu a znajdziecie kadzidła spod Swayambunath, paczkowane mieszanki przypraw masala a niedaleko, o parę klików stąd, na naszej stronie, – szale i czapki z wełny jaka lub kozy kaszmirskiej. Niewiele nam zostało zasobów, wyboru asortymentu dokonujemy osobiście na miejscu. Nie zdążyliśmy się więc w ubiegłym roku zatowarować. Żaden artefakt, zapach czy smak nie zagłuszy jednak zewu Himalajów. One tam są, choć wyjątkowo samo ich istnienie nie posłuży w tym roku jako wytłumaczenie pędu, by znaleźć się na ich dachu. Nie będzie takiej konieczności. Awanturnicy nie przebiją się przez wszystkie kordony bezpieczeństwa. COVID-19 podziała lepiej niż wszelkie postanowienia o zachowaniu przyrody. Himalaje tam są, a my jesteśmy gdzie indziej. I chyba bez nas są piękniejsze, czystsze. Nie nadgryziemy ich, nie zadepczemy, nie przemierzymy w tym roku. Istnieją z taką samą mocą i rozmachem. To my przygasliśmy, to my musimy się zadowolić nieco mniejszym formatem. Ale czyżby? Ile wypraw kończy się stuprocentową realizacją założeń sportowych? Ile razy nie dopisuje pogoda, warunki, zdrowie? Ginie sprzęt, brakuje tego jednego dnia, tych stu metrów, tego łutu szczęścia? A jednak, łatwiej przyjąć na klatę, że góry nie puściły, gdy się w nich jest. Tym razem nawet nie dopuszczają nas na swoje przedpole. Możemy tylko utrzymywać formę i przeczekać ten niepomyślny sezon czy dwa, czy trzy…. Aż może Himalaje nauczą nas kindersztuby nie tylko ciała, ale i umysłu. Póki co, pozostaje zdalna kontemplacja Anonimopurny i wirtualne wycieczki po pozbawionych turystów uliczkach K-anty-mandu. Oraz góry i aktywności, które nie uderzają tak do głowy, a delektowanie się nimi jest zdrowsze dla planety. Życzę więc ruchu i miejscowej przyrody na zdrowie Himalajów!
Najnowsze komentarze