
Slovensko
Slovensko, po polsku: Słowacja – tak bliska przestrzennie i kulturowo, dostępna językowo, zaledwie o miedzę dalej niż Tatry Polskie. Jest tu mniej ludno w okresach świątecznych i urlopowych, gór jest więcej, są rozleglejsze, ździebko wyższe. W ogóle – żyje tu o wiele mniej ludzi (poniżej 5,5 mln wg Eurostat), więc jazda przez krajobraz dostarcza rozległych widoków wzgórz i pól, wolnych od ludzkich domostw i innych zabudowań.
Psiki – pes a sprawa słowacka
Można zabierać psy na spacery po szlakach w parkach narodowych, choć trzeba przyznać, że są to w większości dobrze ułożone psy. Znać, że mają stały kontakt z obcymi ludźmi oraz ich pupilami i potrafią się stosownie zachować.
Jelo, jadło
Jedzenie jest pyszne. Na tyle inne, by wnieść odmianę, na tyle swojskie, by nie wzburzyć układu pokarmowego. Na przykład, bryndzowe haluszki, czyli po łódzku: żelazne kluski (z ziemniaków i mąki pszennej, mają szarawą barwę) z owczym serem i skwarkami. Łatwo zaadaptować się wegetarianom. Haluszki można zamówić w wersji bez skwarek a na stołach króluje też wyprażany syr – twardy ser smażony w panierce zamiast polskiego klasyka – schabowego lub mielonego. Po naszemu – to żółty ser, ale nie do końca, bo Słowacy na ogół nie dodają barwników (np. annato), więc ich żółty ser pozostaje biały, jak mozarella.
Doprava, dojazd
Można zjechać w Nowym Targu na Jurgów i ominąć końcowy odcinek Zakopianki. A jeśli jedzie się przez pół Polski, chociażby z Łodzi, to żadna różnica czy w drodze spędzi się godzinę-półtorej dłużej. Czego tu się bać? Jeździmy do Egiptu, Turcji, na Kretę. A boimy się zajrzeć tuż za granicę.
Zrkadlo, zwierciadło
Co się kryje po drugiej stronie lustra? No właśnie. Nie zastaniemy tu świata postawionego do góry nogami. Język brzmi swojsko i słowiańsko. Nie uświadczymy tu drastycznych różnic, kościoły są podobne, nie praktykuje się całopalenia zwłok, na przełęczech nie powiewają flagi modlitewne. Palm i kaktusów brak. A jednak jest odrobinę inaczej. Zupełnie jak w lustrze – wierne odwzorowanie naszej rzeczywistości, lecz nieco zamienione stronami. Nie całkiem wywrócone na nice, tylko lewa na prawą. Pamiętam swój pierwszy moment – Acha! – na Słowacji.
Tichá dolina, Dolina Cicha
Wędrowałam dnem Doliny Cichej a nad głową wznosił się wielokrotnie przeze mnie schodzony czerwony szlak, biegnący granią Czerwonych Wierchów. Dolinę zamykała ściana Świnicy. I zamyka ją po dziś dzień:) Miałam wrażenie, jakbym nagle znalazła się po niewłaściwej stronie zwierciadła. Wcześniej traktowałam widok z góry jak świętość, wyłączoną z normalnego użytkownia i zastrzeżoną dla dzikiej przyrody. Nie słyszałam relacji z pobytu w Dolinie Cichej, nikt nie podpowiadał, jak tam się dostać. To był teren poza moją polską mapą lub, w najlepszym razie, objęty białą plamą. Wprawdzie była to piękna, sentymentalna wizja Tatr niedostępnych i nieskalanych ludzką stopą, ale tym bardziej oszałamiające z tej perspektywy było wkroczenie do Doliny Cichej któregoś słonecznego wrześniowego dnia.
Štátna hranica, granica państwowa
Od dawna możemy się swobodnie przemieszczać z Polski na terytorium Słowacji, lecz w Tatrach granica nadal obowiązuje. Może to dobrze. Utrzymuje się iluzja tej niewidzialnej bariery, za jaką czekają na nas w pełnym majestacie tatrzańskie olbrzymy. Jeśli więc chcecie spędzić urlop z dala od tłumów a jednak na tatrzańskim szlaku lub w jednym z wielu innych słowackich pasm górskich, nie wahajcie się wyjechać na Słowację. Efekt wizyty po drugiej stronie lustra – gwarantowany.

Cukriki to, oczywiście, cukierki a chut – to smak.